Publiczny luksus dyskontów — opinion piece (in Polish)

The mayor of the Śródmieście district, Wojciech Bartelski, famously said: "Either it will be cheap and homespun or expensive and modern". The meme shows how expensive and modern actually looks like in Śródmieście district.

Publiczny luksus dyskontów is an opinion piece in Polish for Res Publica Nova magazine.


Jak się ma wizja publicznego luksusu Grażyny Kulczyk do ekspansji sklepów sieci Biedronka i dlaczego dyskont bywa lepszy od 60-metrowej wieży.

Kilka dni temu znajomy umieścił na Facebooku taki wpis: „Wiem z dobrego źródła, że Biedronka otworzy swój sklep w Zamku Królewskim na Starym Mieście, natomiast trwają negocjacje co do krypty na Wawelu. Uniwersytet Warszawski i ASP próbują się przelicytować w dół, która instytucja za mniejsze pieniądze udostępni swój rektorat jako kolejny sklep Biedronki. Na tym etapie ASP oferuje za darmo, a UW proponuje wręcz dopłaty z własnej strony, gdyż może to podnieść ogólną wartość uczelni.”

To jedna z wielu ironicznych reakcji na wiadomość, że sieć otwiera swój dyskont w „ekskluzywnym” biurowcu Senator przy Bielańskiej — „na gruzach Banku Polskiego” — jak dramatycznie dodaje Michał Wojtczuk w artykule w portalu Gazeta.pl. W tym samym czasie strona „NIE dla Biedronki w miejscu Kina Femina.” ma już niemal 25 tysięcy zwolenników (jestem jednym z nich), a kolejne osoby wyrażają oburzenie... no właśnie, czym?

Tanio i przaśnie

Część argumentów przeciwko ekspansji marki Biedronka wpisuje się w logikę, którą burmistrz dzielnicy Śródmieście, Wojciech Bartelski ujął w słynnym bon mocie: „Albo będzie tanio i przaśnie albo drogo i nowocześnie”. W tym duchu decyzję o umieszczeniu dyskontu w Senatorze krytykuje główny najemca budynku, firma Orlen, przestrzegając przed utratą „wyjątkowego charakteru i prestiżu tego miejsca”. Robi to w piśmie do biura stołecznego konserwatora zabytków — tego samego, które wcześniej wydało deweloperowi, belgijskiej firmie Ghelamco, zgodę na zbudowanie tam biurowca o walorach architektonicznych centrum handlowego.

Ciekawie wpisują się w ten kontekst słowa Grażyny Kulczyk, właścicielki prawdziwego centrum handlowego (poznańskiego Starego Browaru), która w wywiadzie dla Gazety Wyborczej przestrzega, że jeśli „damy się spychać do estetyki Biedronek, Żabek i innych dyskontów — z całym szacunkiem dla nich — to nigdy nie dorośniemy do prawdziwej wrażliwości estetycznej”. Podzielam troskę najbogatszej Polki o estetykę przestrzeni, jednak inaczej niż ona, nie sądzę, że wystarczy pozwolić sobie na „kulturę, komfort, czasem nawet luksus”, żeby doświadczenie życia w polskich miastach uczynić lepszym.

Publiczny luksus

Koncepcja przestrzeni Grażyny Kulczyk doczekała się realizacji. To zbudowany na bazie zabytkowego Browaru Huggerów współczesny dom towarowy, w którym uprawiać można estetyczny styl życia w oderwaniu od ograniczeń zewnętrznego świata. W typologii Michela Foucaulta stanowiłby on może heterotopię kompensacji, czyli „realną przestrzeń, tak doskonałą, dokładną, tak dobrze uporządkowaną, jak nasza jest nieporządna, źle skonstruowana i pomieszana”.

Równocześnie, mówiąc słowami właścicielki Starego Browaru, „to przestrzeń publiczna, która wiele oferuje, ale też stawia pewne wymagania”. Grażyna Kulczyk z dumą opowiada o „publicznym luksusie”, dzięki któremu odwiedzający sami się „dyscyplinują”, a niektórzy czują wręcz „skrępowanie”. Estetyka i porządek pełnią tu funkcję policji, która wraz z systemem monitoringu zapewnia, że respektowane będą normy określone przez prywatnego właściciela tej tylko z pozoru publicznej przestrzeni.

Policja estetyczna

Estetyka jako policja nie wystarczy, potrzebna jest jeszcze policja estetyczna. Luksus i sztuka mają nie tylko dyscyplinować, ale także budzić aspiracje, kształtować gusta, a w dłuższej perspektywie sprawić, że Polacy dorosną do „prawdziwej wrażliwości estetycznej”. O tym, że kino ze stosunkowo marnym repertuarem jest dobre, ale sklep z tanimi produktami — nie, decydować mają ci, których smak jest już wyrobiony. Czy planowane zasłonięcie fundamentów Banku Polskiego byłoby równie gorąco komentowane, gdyby zamiast dyskontu powstawał tam butik z drogimi ubraniami?

Wydaje się, że dobry gust idzie tu ramię w ramię z celami wielkiego kapitału, zainteresowanego rosnącymi cenami gruntów i tworzeniem hiperestetycznych przestrzeni zachęcających do większej konsumpcji. Przestrzeni, gdzie — jak mówi Slavoj Žižek — przyjemność staje się „dziwnym, perwersyjnym obowiązkiem”. Jeżeli więc pod hasłem „Biedronka” rozumiemy tylko „tani sklep spożywczy”, a przeciwko jego otwarciu wysuwamy argumenty o wartościach estetycznych, to wpisujemy się w logikę gentryfikacji, której następstwem jest zwykle pogorszenie jakości życia — szczególnie dla mniej zamożnych mieszkańców miasta.

Bomba kasetowa

Dlaczego w takim razie w ogóle sprzeciwiać się otwarciu piątego czy szóstego sklepu portugalskiego koncernu w okolicy? Argumenty podaje Jan Śpiewak, wspominając w komentarzu do artykułu w Gazeta.pl o „strategii bomby kasetowej” (cluster bomb strategy). Terminu clustering używa Naomi Klein do opisania stosowanej przez sieć kawiarni Starbucks taktyki zrzucania na niewielki obszar skupiska konkurujących ze sobą placówek. Nasycenie lokalnego rynku nieuchronnie prowadzi do spadku obrotów, z którym wielka spółka dobrze sobie radzi, ale który pozostaje nie do udźwignięcia dla drobnej konkurencji. W ten sposób dysponująca wielkim kapitałem sieć umacnia się na pozycji monopolisty, co pozwala jej dyktować warunki klientom, dostawcom a nawet miastu.

To wielkie pieniądze powodują, że właściciel sieci dyskontów może sobie pozwolić na otwarcie sklepu w biurowcu klasy A+ albo najstarszym działającym kinie w Warszawie, ale pytanie czy odpowiada nam wizja miasta, o którego przestrzeni decyduje zawsze ten, kto da więcej. Podjęta bez konsultacji społecznych zgoda na budowę 60-metrowego masztu na rondzie Radosława przez indywidualnego fundatora to tylko jeden z przykładów serwilizmu urzędników w stosunku do najbogatszych i protekcjonalnej postawy zamożnych filantropów, którzy (niekiedy z dobrych pobudek) zawłaszczają przestrzeń, która powinna pozostać wspólna.

Luksus dyskontów

W czasie, gdy dyskusja wokół wizji miasta przybiera postać sporu jednego wielkiego kapitału z drugim, dobrze przypomnieć sobie, że w przestrzeni publicznej krzyżują się także interesy jej zwykłych użytkowników. Lepiej żyje się w miastach, w których namysł nad ich potrzebami towarzyszy wydawaniu pozwoleń na budowę i podpisywaniu umów najmu. Dlatego od miasta przyjaznego małej grupie inwestorów, wolę miasto przyjazne wszystkim mieszkańcom. A jeżeli już pochylamy się nad potrzebami maluczkich z pozycji miliardera i postulujemy, by Polacy pozwoli sobie na „kulturę, komfort, czasem nawet luksus”, to nie popełnijmy gafy przypisywanej Marii Antoninie i pamiętajmy, że dla dużej części z nas luksusem jest dostęp do usług publicznych, darmowej kultury, miejsc gdzie można tanio zjeść, a także... sklepów z niedrogą żywnością.